Dzień piętnasty i szesnasty: Paryż – Orlean – Chaumont sur Loire
No cóż, wyprawa z Paryża do Orleanu w deszczu wyczerpie każdego. Wyjechałem o 9-tej rano, dotarłem o 22-giej. W deszczu szybko rozbiłem namiot, otuliłem się w co miałem i starałem się przetrwać do rana. Rano deszcz, deszcz , deszcz i wspaniali rowerzyści, który zrobili sobie składane śniadanie przy prysznicach pod daszkiem. Z zapamiętanych szczególnie miło było pogawędzić z Shang Hu z Korei Południowej. 25 letni, były marines, student jakiegoś obszaru sztuki w Londynie, który zamierzał nie tylko dojechać do Lizbony jak ja, ale także trasą przez Barcelonę, Madryt i Rzym w trzy miesiące powrócić do Paryża. Udało nam się pojechać trochę razem, ale niestety kolega okazał się zbyt ambitny i jak tylko złapałem gumę i musiałem zreperować tylnie koło, pojechał w siną dal tłumacząc jak bardzo się spieszy ( a nie jechał zbyt szybko na rowerze górskim i mogłem przy nim kręcić kółka).
Wymiana koła potrwała trochę, zrewidowała także zestaw narzędziowy który ze sobą zabrałem: po prostu do wymiany :). Po wymianie dętki pokręciłem jeszcze z 30 km aby odnaleźć nocleg w cywilizowanym miejscu obrałem kurs na rzekę Loara i zaczepiłem się w przepięknym miejscu “Chaumont sur Loire”. Super tani, wspaniale wyposażony kamping i świetna pogoda pozwalają odpocząć, bo kolejne 7 dni w siodle za mną … A 7 dni na siodełku potrafią zmęczyć każdy materiał.
PS” Zastanawiałem się czy nie dogonić Shang Hu ale doszedłem do wniosku że ważniejsza jest radość samej drogi niż ambitne dotarcie do celu “jak najszybciej”. Dlatego nie śpiesząc się wcale , z radością choć boli, delektuję jak pięknie jest wybrać się na rower i zrobić coś szalonego. Dziś postaram się połowić metodą “na rękę”” w rzece Loara. Zobaczymy czy pierwotne instynkty jeszcze istnieją. Przedtem jednak skoczę do piekarni po dwie bagietki i przysmak – pasztet z kaczki – aby upewnić się że jednak coś będzie na kolację:)
Dajesz chłopie radę ….
Artur, nie daję rady i w tym tkwi piękno tej wyprawy…