Dzień trzynasty: wilki i niedźwiedzie, mały ubaw po pas…
Miało być 120 km do Paryża. Jest blisko 70 km w kierunku… A wszystkiemu winni są informatycy. Planowałem trasę na Google maps i w Tomtomie. Na Google maps trasa była ok. 25km dłuższa więc wybrałem tą z Tomtoma. Wszystko było pięknie do póki nie znalazłem się w lesie, o bardzo ciężkim podjeździe liczącym ok 7 km, na szutrowej drodze… Wdrapywałem się pod tą górę blisko godzinę. Gdzieś w połowie przypomniałem sobie dużą , kolorową tablicę na wjeździe mówiącą o dużych osiągnięciach ekologów w zakresie odtworzenia naturalnego stada wilków i takich samych próbach z niedźwiedziami. Z wielkim strachem, że wyjdą jakieś stada wilków lub niedźwiedzi zacząłem nowy etap w swoim życiu. Padliną cuchnęło co jakiś czas… Co chwila budziła się we mnie ogromna wątpliwość czy jechać dalej czy wrócić. Z każdym metrem w górę miałem jeszcze jeden metr dalej w dół plus 25km które robił skrót. Nie wiedziałem co będzie za następnym zakrętem a góra pięła się i pięła a las jakby gęstniał i pytał “Robuś, co Ty tutaj robisz ? Tak z dala od domu, między wilkami…” W takich momentach zawsze jest problem z decyzją, chciałoby się wcisnąć Ctrl-Z a tu niestety nawet decyzje o zwrocie nie gwarantowała sukcesu, bo może są już na tropie Bigos’u na rowerze. Przed wyjazdem zawróciłbym, bo tam wiedziałem co mnie czeka: będzie dalej, ale pewnie i spokojnie a tutaj … tylko zmęczenie, przerażenie i zimny strach. Postanowiłem na “podróżnika”, który dość niedawno we mnie się obudził i zaryzykowałem… świadom zagrożenia, które mnie otaczało lub rosło w mojej głowie z każdą chwilą… W tym momencie pojawiła się nadzieja. Dotarłem do szczytu i teraz tylko w dół. Na cienkich oponach zjazd szutrową drogą pełną dziur i kamieni jest bardzo, bardzo niebezpieczny dlatego skupiłem się na tym aby po pierwsze nie zaznać kontuzji… i to chyba był dobry wybór. Po 30 minutach zobaczyłem przepiękną dolinę pełną dojrzewającego szamapana – jak z bajki. Potem było jeszcze długo i szczęśliwie.
PS. Nie widziałem przy drodze wilków i niedźwiedzi bo skupiałem się na bezpiecznej jeździe rowerem po strasznie wymagającej drodze. Może i stały ale ja ich nie zauważyłem. Podobno zwięrzęta najbardziej wyczuwają nasz zapach i emocje. Skoro tak, to cały las, we wszystkich zakątkach miał ubaw po pachy – ja niestety nie… Potem podjechałem pod wytwórnię szampana. Spocząłem na skrzyniach drewnianych, wyciągłem drugie śniadanie i cieszylem się życiem. Z boku był zawór z którego leciała – jak to w wytwórni szampana – woda… I ja też w tym momencie poczułem się jak zwierzę, dotarł do mnie mój strach i miałem ubaw po pas.
Już dawno nie napisałem jak jest pięknie zatem : pięknie jest , carpe diem !