Zmiana: Hiszpanka na rzecz Portugalki
Pożegnana Hiszpanka w dwóch krokach… Wszędzie na wybrzeżu ścieżki dla rowerzystow wyśmienite, 90% oddzielone od głównej drogi, tylko czasami współdzielą pobocze na niewielkich odległościach. Mogę śmiało polecić wyjazd rodzinny. Jak widać na zdjęciu gospodarze nie zdążyli jeszcze tylko dopisać polskich powitań…
Hiszpanka zazdrosna o Portugalię najpierw zabrała mi pięć pękniętych szprych, dwa hamulce (co wymusiło wizytę w serwisie), unieruchomiła prom, który miał mi skrócić znacznie drogę a potem postawiła jakieś kolce, które przebiły mi dętkę. Od miłości do nienawiści jeden krok… Po 90 km, te ostatnie 30 km o bez picia, w upał, w uroczych górkach nie pozwolił mi odejść w przyjaźni…., ale i tak wspominać będę wspaniałe chwile tam spędzone.
To już Portugalia. Kościoły bardziej kolorowe, ścieżki prostsze a atmosfera bajeczna…
Portugalia przywitała mnie na kempingu małym koncertem live wspaniałej pary: gitarzysty i solistki – ta też potrafi głosem walić mury… . Hose zapoznany przy małym porto powiedział, że to tutaj normalne i że tutaj jest w każdy weekend. Podoba mi się – tak właśnie powinno być “normalnie”, bo to co jest w większości krajów to powinno być odstępstwem.
Śpiewająca Portugalka zachwyciła mnie jeszcze bardziej, niż napotkana wcześniej Hiszpanka. Mam tylko nadzieję, że gdy będę wyrażał zachwyt nad kolejną napotkaną pieśniarką, to zazdrość poprzedniej nie będzie tak destrukcyjna dla mojego roweru 😉 bo droga do domu jeszcze daleka. Do tego czasu będę się cieszyć niskimi kosztami witaminy B, wspaniałym jedzeniem i co najważniejsze często obecnym śpiewem i tańcem. Choć jestem pozbawiony słuchu, to pewnie też coś zaśpiewam w cosobotnie karaoke na którymś z kempingów. Portugalczycy wspaniali ludzie wcześniej jeszcze we Francji zaproponowali mi gościnę w Lizbonie, dziś Hose zaprosił mnie na lunch w Porto zapewniając zwiedzenie tego, czego turyści nie dostrzegają… Zapowiada się bajecznie, oby starczyło sił. Czasami czuję jakbym musiał parę dni odpocząć, ale nie jestem pewien czy po takim postoju będę w stanie wyruszyć, dlatego ciągle jadę…
PS. czy pamiętacie kolarza Zenona Jaskółę? – tu pamiętają go jako specjalistę od jazdy po górach. Jest popularny niczym Jan Paweł II, bo i Hiszpania i Portugalia pełna jest katolików i miłośników kolarstwa. Dość często spotykam się z jakimiś miłymi gestami np: oklaskami kiedy zmęczony próbuję zdobyć jakiś pagórek lub jadę w deszczu przemoczony do suchej nitki – jest to naprawdę przyjemne. Gdybyście chcieli wspomnieć tego wspaniałego zawodnika przy okazji sukcesów Rafała Majki, który zdobywa tak wiele w “Tour de France” tutaj link z dość dobrą wersją dostępną na Youtube.