Dni ostatnie: Lizbona zaraża swoim jestestwem
Lizbona zaraża swoim jestestwem. Każdy kto był tam chwilę, nigdy nie będzie już taki sam. Nie jest to miasto najpiękniejsze na świecie, z wieloma kontrastami, ale atmosfera z każdym dniem sprawia, że Lizbona dojrzewa we mnie jak dobre wino. Porto, było piękniejsze, ale Lizbona zaraża atmosferą. Po pięciu dniach zaczynam dostrzegać objawy choroby. Każdy wieczór spędzam w jakimś wspaniałym miejscu poznanym poprzez “zagubienie”. Tak – “zagubienie” jest to moja sekretna i najlepsza forma poszukiwania. Przewodniki przeważnie dają gwarancję najwyższej ceny a nie jakości. Piękne miasto, wspaniali ludzie, równie dobre jedzenie. Wiele miejsc żeby spocząć i porozmawiać przy winie czy kawie lub posłuchać muzyki – ta obecna jest wszędzie. Kiedy słuchałem wcześniej jakiegoś utworu fado, to kojarzyło mi się to z jakimś totalnym folklorem, którego nigdy nie zaakceptuję. Atmosfera dzielnicy Alfama, dobra kolacja i lampka zimnego wina zmieniła moje wyobrażenia. Zachęcam do posłuchania na http://www.portaldofado.net/ . Uwaga: nie wolne tego słuchać w pośpiechu … polecam lampkę zimnego, białego wina a jako dodatek owoce morza.
Swój rower oddałem Filipowi i Marii, którzy obecnie nie mają nic ze względu na swoją przygodę z bankami. Po pięćdziesięciu dniach, bez większego bagażu wracam do domu. Mam już bilety powrotne: Lizbona – Katowice via Frankfurt. Właśnie wychodzę z pokoju i kieruję się na lotnisko z nadzieją, że żona wyjedzie po mnie… Poniżej pokaz slajdów ze zdjęciami z Lizbony: zobaczycie oceanarium, wspomnianego Filipa już z jego rowerem, knajpy odnalezione w zagubieniu i wspaniałą fryzjerkę, która poświeciła mi z dwie godziny strzygąc na jeża. Wspomnę, że w tych dwóch godzinach półtora była poświęcone na rozmowę telefoniczną z córką. W czasie strzyżenia zobaczyłem i zrozumiałem co się dzieje w dwóch serialach portugalskich. Czego nie zrozumiałem, to tłumaczył mi jej wnuk, sześciolatek, który nie przejmował się moją nieznajomością portugalskiego … Grass, hash, cocaine – napotkasz wszędzie, gdzie są turyści… a szkoda bo rzuca to trochę cienia…