On the road again…
On the road again tj przy muzyce Katie Melua znów odnalazłem Class’a ze Szwecji. To już dzień trzydziesty czwarty. Clas okazał się super kompanem (uprościłem wymowę ale za zgodą i sugestią kompana). Każdy kto wyrusza sam w taką idiotyczną podróż ma wielką chęć spotkać kompana, z którym wiele zwojuje. On wyruszył ze Szwecji dążąc do Santiago de Compostela, ja z Polski ale planując podążyć trochę dalej… Wydaje mi się , że każdy z nas poznawszy kogoś na odpoczynku po wspaniałych i miłych chwilach ucieka szybko w dalszą podróż, bo w sumie rzeczy każdy z nas jest samotnikiem nie szukającym przyjaciół tylko samych siebie. I tak było z nami , po wspaniałym wieczorze pojechaliśmy w tym samym kierunku ale każdy na swój sposób. Kolejne spotkanie na drodze po dwóch dniach , statystycznie nie jest wielce prawdopodobne więc to już przyjaźń i zrządzenie losu, które trzeba potraktować poważnie jak z Baskami we wcześniejszych opisach.
Najpierw wspaniała podróż bez negocjacji, bez zbędnych słów, potem wspaniałe miejsce w jakiejś wiosce w Hiszpańskich górach … i jeszcze wspanialsze miejsce na kempingu gotowe na wyprawę na łososie. Niestety można tu łowić od maja do połowy lipca i sezon właśnie się skończył więc mój zestaw drabinkowy nie przyda się zbytnio… Dyskusji z właścicielami jednak nie było końca. Nie aby ktoś z nas znał jakiś wspólny , łączący nas i zrozumiały język… Oni po hiszpańsku, ja po polsku i angielsku, Class po angielsku i szwedzku – łączyła nas jednak pasja i ta sprawiła , że wieczór dla wszystkich był wspaniały… serca jednak otworzyłem zdjęciamim, które najbardziej lubię z całej mojej kolekcji:
Potem kolacja: pasta z owocami morza, wspaniałe lokalne wino pinto tj czerwone , i najwspanialszy w świecie sernik – rarytas nad rarytasy… Mimo wielkiego wstydu ja jak i Class chcieliśmy lizać talerze…
Postanowiliśmy jutro przyjść i zjeść jeszcze raz aby upewnić się , czy kuchnia tak wspaniała czy tylko głód i wyczerpanie dzisiejszym słońcem sprawił takie odczucie smaku. Pomoże nam w utrzymaniu takiej decyzji deszcz, który właśnie się rozpadał i pewnie potrwa trochę. Kocham Hiszpanię, jest wspaniale, brak mi tylko słodkich uśmiechów mej rodziny, którą zawszę ukradkiem podglądam kiedy śpią…
Wow! Jestem pełna uznania za ambicje i wytrwałość 🙂
Życzę pomyślności i wspaniałych chwil. Pozdrowienia z Gdańska 🙂
Marta, to nie wytrwałość. Każdemu wydaje się, że taka droga wymaga jakiejś wygórowanej ambicji lub jakiegoś wielkiego zaparcia… Te czasami się zdarzają, nie zaprzeczę, ale nie na tym to polega. Wystraczy wyruszyć a każdy dzień to kolejny dzień w kierunku, a po tygodniu zaczynasz gubić dni. Wszystko się pięknie układa i czasami boli ale wiadomo, ze kiedyś przejdzie.
Za życzenia podziękuję jak wrócę… i Tobie życzę wszystkiego dobrego.
Fortka z Kobietą w czerni – wspaniała.