Jeśli polec to z przejedzenia melonem i przepicia białym, zimnym winem
Tak naprawdę to nie wiem czy jest to dzień czterdziesty drugi czy trzeci podróży rowerem przez Europę szlakami Św Jakuba. Miesza mi się czas i miejsca zatem od dziś numerowanie będzie umowne… Teraz jest tylko droga. Dziwne, ale to droga cieszy mnie najbardziej a nie samo zdobycie celu. Nawet cel nie jest już celem, bo Lizbona stała się jedynie punktem podróży. Zostanę tam na chwilę żeby odpocząć, ale tylko jeśli mi się spodoba. Nawet najpiękniejsze miejsca nie sprawiają radości jeśli jest się samemu, bez najbliższych. Kiedy patrzę jak przemknąłem przez te wszystkie piękne miejsca nie poświęcając im zbyt dużo czasu, nie czuję żalu – ten pozostawiam innym – ja ciesze się czym popadnie i odnajduje tą radość w bardzo małych rzeczach. Mój zmysł w tym zakresie się wyostrzył: tabliczka czekolady, kawa zalana wrzątkiem, pamięć rodziny, przyjaciół i znajomych są większe niż jakiekolwiek budowle, czy cokolwiek co nas otacza…
Po drodze często kosztuję owoce. Posiłkiem za 1,5 EURO a nie pogardziłby nim nawet cesarz rzymski. Owoce najlepszej jakości, prosto z ogrodu, rozkosz dla podniebienia: słodkie, soczyste…. Może właśnie w nich tkwi tajemnica zrobionych kilometrów? Czasami radosna gospodyni czy gospodarz sprzedający owoce widząc moją radość i pochwały dolewa trochę białego, zimnego wina, trzymanego na specjalne okazje, których tutaj wiele. W połączeniu z melonem – rarytas – gdyby nie rower … to tylko tak symbolicznie ciut, ciut i godzinka snu pod oliwką.
A tak na poważnie: przed wyjazdem i czasami w trasie koledzy pytali czy spisałem testament, bo kto wie… Takie niby bzdurne pytanie ale jeśli jedziesz, widzisz ile kwiatów i krzyży dedykowane jest tym co polegli na drodze i te przepiękne cmentarze portugalskie z wysokimi grobowcami rodzinnymi to zmusza Cię to do myślenia, że czas przemija.
Poniżej slajdy ze zdjęciami i króciutkim komentarzem. Użyj strzałek aby przewijać.