Jak Jagna mogę pośladkami łupać orzechy…
To już dzień dwudziesty szósty – jak Jagna mogę pośladkami łupać orzechy…. Od dziś mogę o sobie mówić rowerzysta… Już wiem, na których dwóch kościach mam sadzać swoje 100 kilo na siodełku, a pośladki mam jak Jagienka z Krzyżaków Henryka Sienkiewicza – mogę nimi orzechy łupać. “…to dopiero niewiasta, co niedźwiedzia oszczepem w boru podeprze, a orzechów nie potrzebuje gryźć, jeno je na ławie ułoży i z nagła przysiędzie, to ci się wszystkie tak pokruszą, jakobyś je młyńskim kamieniem przycisnął”.
— Na życzenie sponsora tj dotacji 100 EURO kiedyś pojawi się zdjęcie łupanych orzechów moimi pośladkami, ale teraz leczę je po kraksie o której wcześniej… Nie będą to jednak gołe pośladki , bo sponsor nie zaznaczył tego w przelewie. —
Pozwalam sobie tak mówić o sobie nie z powodu tych ponad dwudziestu paru dni w siodle, ale przez fakt, że udało mi się utrzymać chwilę w prawdziwym peletonie kolarskim. Schowałem się i jechałem jak w tunelu aerodynamicznym. Prędkość zawrotna jak na mnie, ale bez większego wysiłku, do czasu aż jadąc przez bramę jak na zdjęciu nie wychyliłem się aby spojrzeć na okolice. Wtedy Neptum ziewnął na mnie swym stęchłym oceanicznym wiatrem i mało się nie wywróciłem bo powiew był na prawdę mocny. Trochę wysiłku i znów w peletonie… , który tym razem wyprzedziła baskijska “baba”, ze szczęką lekko odstającą i komarami na wierzchu. Dobrze zachowana 90’tka suszona neptunowym wiatrem i słońcem, którego czasem tu nie brak i dobrze konserwuje. Chłopaki nie dali jej rady a ja żeby nie było wstydu udawałem, że mnie tam nie ma. Zajmowałem najwięcej miejsca ale udawałem obcego, nieznającego języka i jakby nie z tej bajki. Ubaw ulicy był po pachy i wiwaty dla tej kobiety…, która tak szybko znikła jak się pojawiła.
8 godzin w siodle i tylko 60 km. Widoki wspaniałe. Górki przepiękne. Wyczerpanie zupełne. Coraz częściej przychodzi mi po prostu pchać rower przed sobą szczególnie pod koniec trasy… Trasa dość przewidywalna: podjazd pod górkę ok 800 m n.p.m., i długi zjazd , miasteczko, piękna plaża, i znów górka, i znów zjazd i …
Dwa oddalone od siebie punkty o tyci, tyci czasami wymagają trzech godzin … zatem skróty odpadają, chyba że znasz okolicę. Ja nie znałem i przez godzinę zastanawiałem się czy już jest tak wysoko, że będą mnie gonić baskijskie niedźwiedzie. Miało być szybko i miło a był spacer z obciążony rowerem na taką naszą Czantorię.
Po dotarciu na miejsce: radość. Widoki nieziemskie, poniżej widok z mojego namiotu:
Pozdrowienia z Nysy, na cztery litery jest dobre siodełko i spodenki z pampersem
Spodenki z pampersem ale i owszem. Najpierw trzeba było zedrzeć kanty na tyłku aby się to wszystko dopasowało. Teraz pasuje jak ulał. Pozdrowienia w piękny poranny deszczyk zamiast prysznica.
Robert
Na przypadłość “Pośladków Jagienki” polecam frezarkę do pięt. A jak wrócisz to opracujemy start-up frezarka wersja dla rowerzystów …. i dla tych co długo siedzą w biurze. Powodzenia. Podziwiamy Cię codziennie.