Dzień szósty: nie ma, że boli – nabiera innego znaczenia
“Nie ma, że boli ” – tak zacząłem swojego bloga. Bolało, bo wyruszyłem ze świadomością, że nie wszystko idealnie zorganizowałem z wyjazdem, przy budowie, w domu… Było tysiąc powodów do przesunięcia terminu. Teraz wyrażenie “Nie ma, że boli” przypomina mi pierwsze treningi hokeja jak miałem sześć czy siedem lat – zatem przytoczę krótką konwersację z trenerem:
– Trenerze, co mam robić aby mnie nogi mniej bolały przy jeździe na łyżwach – tę rolę grałem ja…
– Jeździć, jak najwięcej jeździć – mówił trener
– Ale po co jeździć skoro bardzo boli – marudziłem
– By nie bolało – dodawał trener
Poprzednio pomogło. Zatem – byle do przodu… i nie ma , że boli, bo to już księstwo Luksemburg. Granicę przekroczyłem w małym, ale bardzo ciekawym wędkarsko miasteczku Wassebillig. Miasteczko bez sklepu rowerowego, bez wielu innych często spotykanych sklepów, ale z dwoma dużymi sklepami wędkarskimi na głównej ulicy 🙂 Będę tu musiał wrócić, bo po drodze przyglądałem się jak gość wyciągał wielokilogramowego pstrągo-podobnego potwora dla którego brakowało miejsca w podbieraku.
PS” po roku przeglądam swoje artykuły z wielką tęsknotą i staram się robić jakieś dopiski wzbogacając treść. W nawiązaniu do hokeja to mogę się pochwalić , że to już drugie pokolenie walczy na łyżwach i dostarcza zawodników do Hokejowej Reprezentacji Polski. Tym razem jednak, kobiety górą… Ze zdrową zadroscią pochwale się , że Marta , czyli moja bratanica wywalczyła nawet mistrzostwo kraju w tym roku w barwach Stoczniowiec Gdańsk! Ostatnie minuty z finałowego meczy (do dwóch wygranych) z Unią Oświęcim można obejrzeć na video pod poniższym linkiem.
Kązdy jeśli chce dokąd dojść musi najpier nauczyć się chodzić. Niewielu z nas to pamięta a to dość często bolesne doświadczenie które procentuje dopiero po latach …